Zimowy weekend u podnóża TATR.
Nie powiem, córka wykorzystała "uroki" zimy. Łyżwy, dupoloty :), śnieżki, bałwany. Wiecznie czerwony nos, przemoczone ubranie, zmarznięte do szpiku ręce i....te szczęście w oczach, po powrocie z górek.
Żeby poprawić sobie humor i przy okazji pobyć razem z rodzinką, postanowiliśmy wybrać się na weekend do Zakopanego. Mając w pamięci Nasze wakacyjne wojaże, po prostu się stęskniłam. Już w samochodzie doszło do mnie...przecież tam też jest ZIMA. Mina mi zrzedła, i siedząc na fotelu pasażera plułam sobie w brodę, po co ? dlaczego? trzeba było siedzieć w domu! z kubkiem ciepłego cacao w ręku, pod ciepłym kocykiem! Ale już było za późno na odwrót, trzeba było zacisnąć zęby i wmawiać sobie "dasz rade"
W związku z tym że nie jesteśmy doświadczonymi górołazami, nie szykowalismy się na zdobywanie górskich szczytów zimą. Postanowiliśmy że spędzimy ten czas na byciu razem.
Tatry przywitały nas przepiękną pogoda. Bezchmurne niebo, zimowe słońce w pełni, mrozik jakieś minus 15 stopni. Widoki zapierające dech w piersiach. Pasmo górskie jak na dłoni, w całej okazałości.
Żeby zrobić przyjemność naszej najmlodszej latorośli, wyposażeni w sprzęt typu " dupoloty " ruszyliśmy na Gubalowkę. Powiem Wam szczerze nie wiem kto miał więcej zabawy. Ja bawiłam się świetnie! Zostałam mistrzem szybkich zjazdów! Mąż mistrz zjazdów najdłuższych, a starszy syn został okrzyknięty mistrzem zjazdów ekstremalnych. :-D Czas spędzony na Gubałówce w srodku zimy naprawdę polecam!!! Można beztrosko poszaleć na górkach bez żadnego skrępowania. A im efektywniejszy zjazd tym lepsza zabawa. Już dawno tak beztrosko się nie bawiłam! Nawet mróz nam nie doskwierał. Słoneczko tak pięknie grzalo! Gdy zrobiliśmy sobie przerwę na ciepłą kawę z termosu śmiało można było rozebrać kurtki. Dziwne uczucie! Wszechobecny śnieg, mróz minus 10, a my w samych polarach. Na tej wysokości słońce naprawdę mocno grzało.
Drugi dzień przeznaczyliśmy na wycieczkę. Żeby zobaczyć piękne widoki i nie narażać się na niebezpieczne zima szlaki wybraliśmy się na Morskie Oko. Może to banalne, ale warto było. Nie będę tu opisywać szlaku, każdy kojarzy drogę do Morskiego Oka. Ale droga zima przy mrozie i wszechobecnym sniegu była miejscami wprost bajeczna. Turystów garstka, cisza, spokój, poprostu błogo! Od czasu do czasu spokój zapłacił nam przejazd zaprzęgu. Jak to moja córka stwierdziła: " w tych saniach jadą same smierdzące lenie ". Sama droga choć długa, wcale nam się nie dłużyła jak latem. Może dlatego że asfalt był przykryty grubą warstwą śniegu, może dlatego że nie było tłumów, a może dlatego że poprostu tam było przepięknie!!! Wróciłam na ziemię gdy dotarliśmy do Schroniska na Morskim Oku. Szybko musiałam się pogodzić z brakiem wolnego miejsca by coś przekąsić. Ale nie ma tego złego....kto z Was jadł kanapkę popijając ciepłą kawą z termosu na środku zamarzniętego Morskiego Oka? To było coś, piknik w samym sercu Morskiego Oka!!!
Powrót też był bardzo udany tzw. skrótem. Muszę się przyznać że pokonaliśmy go w pozycji siedzącej :-D frajda na całego!!!
Jednym słowem wycieczka na Morskie Oko w środku zimy jest godna polecenia. Zwłaszcza gdy ktoś nie czuje się na siłach przecierać bardziej wymagające szlaki,jak również dla tych którzy nie chcą spędzić kolejnego dnia na Krupówkach.
Zapraszam na moją fotorelację
Drzewo w tatrzańskim słońcu :-D
Jak dobrze się przyjrzycie, to tam na Lodospadzie wspina się człowiek....szacun!
Spacer po zamarzniętym Morskim Oku.
Ślizg na tyłku tzw. " skrótem "
Wodogrzmoty tajemniczo ucichly.