wtorek, 20 czerwca 2017

Zimowy weekend u podnóża TATR.



Witam po długiej przerwie, jakoś nie było mi po drodze z Blogiem. Ta okropna zima ciągnie się , jak nie powiem co! ZIMA, najbardziej znienawidzona pora roku, zimno, ponuro, dni zlewają się z nocą. Już nie pamiętam kiedy zima dała nam tak popalić. mróz -20, śnieg miejscami po pas, brrrrr straszne!
Nie powiem, córka wykorzystała "uroki" zimy. Łyżwy, dupoloty :), śnieżki, bałwany. Wiecznie czerwony nos, przemoczone ubranie, zmarznięte do szpiku ręce i....te szczęście w oczach, po powrocie z górek.


Żeby poprawić sobie humor i przy okazji pobyć razem z rodzinką, postanowiliśmy wybrać się na weekend do Zakopanego. Mając w pamięci Nasze wakacyjne wojaże, po prostu się stęskniłam. Już w samochodzie doszło do mnie...przecież tam też jest ZIMA. Mina mi zrzedła, i siedząc na fotelu pasażera plułam sobie w brodę, po co ? dlaczego? trzeba było siedzieć w domu! z kubkiem ciepłego cacao w ręku, pod ciepłym kocykiem! Ale już było za późno na odwrót, trzeba było zacisnąć zęby i wmawiać sobie "dasz rade"


W związku z tym że nie jesteśmy doświadczonymi górołazami, nie szykowalismy się na zdobywanie górskich szczytów zimą.  Postanowiliśmy że spędzimy ten czas na byciu razem.


Tatry przywitały nas przepiękną pogoda. Bezchmurne niebo, zimowe słońce w pełni, mrozik jakieś minus 15 stopni. Widoki zapierające dech w piersiach. Pasmo górskie jak na dłoni, w całej okazałości.


Żeby zrobić przyjemność naszej najmlodszej latorośli, wyposażeni w sprzęt typu " dupoloty " ruszyliśmy na Gubalowkę. Powiem Wam szczerze nie wiem kto miał więcej zabawy. Ja bawiłam się świetnie! Zostałam mistrzem szybkich zjazdów! Mąż mistrz zjazdów najdłuższych, a starszy syn został okrzyknięty mistrzem zjazdów ekstremalnych. :-D  Czas spędzony na Gubałówce w srodku zimy naprawdę polecam!!! Można beztrosko poszaleć na górkach bez żadnego skrępowania.  A im efektywniejszy zjazd tym lepsza zabawa. Już dawno tak beztrosko się nie bawiłam! Nawet mróz nam nie doskwierał. Słoneczko tak pięknie grzalo!  Gdy zrobiliśmy sobie przerwę na ciepłą kawę z termosu śmiało można było rozebrać kurtki. Dziwne uczucie! Wszechobecny śnieg, mróz minus 10, a my w samych polarach. Na tej wysokości słońce naprawdę mocno grzało.


Drugi dzień przeznaczyliśmy na wycieczkę.  Żeby zobaczyć piękne widoki i nie narażać się na niebezpieczne zima szlaki wybraliśmy się na Morskie Oko. Może to banalne, ale warto było. Nie będę tu opisywać szlaku, każdy kojarzy drogę do Morskiego Oka.  Ale droga zima przy mrozie i wszechobecnym sniegu była miejscami wprost bajeczna. Turystów garstka, cisza, spokój, poprostu błogo!  Od czasu do czasu spokój zapłacił nam przejazd zaprzęgu.  Jak to moja córka stwierdziła: " w tych saniach jadą same smierdzące lenie ". Sama droga choć długa, wcale nam się nie dłużyła jak latem. Może dlatego że asfalt był przykryty grubą warstwą śniegu, może dlatego że nie było tłumów, a może dlatego że poprostu tam było przepięknie!!!  Wróciłam na ziemię gdy dotarliśmy do Schroniska na Morskim Oku.  Szybko musiałam się pogodzić z brakiem wolnego miejsca by coś przekąsić. Ale nie ma tego złego....kto z Was jadł kanapkę popijając ciepłą kawą z termosu na środku zamarzniętego Morskiego Oka?  To było coś, piknik w samym sercu Morskiego Oka!!!

Powrót też był bardzo udany tzw. skrótem.  Muszę się przyznać że pokonaliśmy go w pozycji siedzącej :-D  frajda na całego!!!

Jednym słowem wycieczka na Morskie Oko w środku zimy jest godna polecenia.  Zwłaszcza gdy ktoś nie czuje się na siłach przecierać bardziej wymagające szlaki,jak również dla tych którzy nie chcą spędzić kolejnego dnia na Krupówkach.


Zapraszam na moją fotorelację
 Drzewo w tatrzańskim słońcu :-D
  Jak dobrze się przyjrzycie, to tam na Lodospadzie wspina się człowiek....szacun!


  Spacer po zamarzniętym Morskim Oku.

 Ślizg na tyłku tzw. " skrótem "
 Wodogrzmoty tajemniczo ucichly.

wtorek, 19 lipca 2016

Dolina Pięciu Stawów 


Zabiorę Was dziś do wręcz baśniowej Doliny 


Dzwoni budzik 4:30. Wstaje. Wychodzę na balkon. Ciemne chmury pokrywają całe niebo. Gór nie widać :-(.  Kładę się do łóżka zrezygnowana. Dziś wycieczki nie będzie. :-( Sprawdzam pogodę jeszcze na stronie TPN. I jest nadzieja!!! Możliwe przejaśnienia,  przelotne opady deszczu, brak burz.  
Wstaje, budzę męża., parzę kawę, robię kanapki, pakuje plecaki. W końcu przed nami 16 km wędrówki. Dzieci oczywiście mega zadowolone, że w wakacje są na nogach o godzinie 6 rano. :-D 


O 7:15 jesteśmy na parkingu w Palenicy Białczyńskiej. Zwarci i gotowi na wszystko. No może tylko ja i mąż,  reszta załogi raczej mało zadowolona. 
Zaczyna padać, naprawdę siarczysty deszcz. Mało optymistyczna pogoda na wędrówkę po górach.
Folie za 5 zł uratowały nas od pewnego zapalenia płuc.






Córeczka była zadowolona, taką przygodą. W czasie takiego deszczu,  szlaki zmieniają się diametralnie. Stają się śliskie, płyną małe strumyczki, jednym słowem trzeba bardzo uważać. 


Mijamy Wodogrzmoty Mickiewicza.  To przedsmak co spotka nas tam wyżej...dalej.




Kończy się droga asfaltowa,  która prowadzi do Morskiego Oka. Jest znak i szlak do Doliny Pięciu Stawów.  Wiedzie kamieniste strome podejście. 
Leje deszcz niemiłosiernie!  W duchu dziękuję Bogu,  że kupiliśmy wszystkim dobre górskie buty,  które chronią nam stopy od wody. Szlak wiedzie do Doliny Roztoki.  Każdy z nas zna lekturę szkoły podstawowej " Rogaś z Doliny Roztoki " zawsze chciałam ja zobaczyć.  Byłam i widziałam :-) 


Śliczna okolica.



Przestał padać deszcz.  Pogoda zaczyna nam sprzyjać. Naszym oczom pokazują się piękne widoki Doliny. Szczyty przykryte delikatna pierzynką chmur. 
Niezwykły widok, dla wybrańców. :-) 







Przed nami ukazuje się przepiękny wodospad, Siklawa największy wodospad w Polsce. Cud natury, piękny,cudowny!!!!

Warto tam być i usiąść,  tak po prostu tam być. Poza zgiełkiem miast, codziennych problemów, zwykłego życia.  Tam czas się zatrzymał, jesteś tylko Ty i natura... piękna natura.



Naszym oczom pokazuje się Kozi Wierch, niestety nie tym razem do zdobycia. :-( Niepewna pogoda, nie pozwala nam obcować z tą górą.  Docieramy do Schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. 
A naszym oczom pokazuje się cudowny widok Stawów 





Mimo niezachęcajacej pogody, deszczu, błota, wczesnej pory,  warto tam się wybrać. Schronisko,  z dotychczas odwiedzanych, najbardziej mi odpowiadało. Czyste, schludne, kameralne. Podawają tam naprawdę przepyszną szarlotkę. Warto tam choć na chwilę wejść, odpocząć, nabrać sił. 



Naprawdę polecam to miejsce jest naprawdę cudowne i dziewicze. Mało turystów na szlakach. Ja już teraz wiem że tam wrócę, zmierzyć się z Kozim Wierchem.  

Do zobaczenia na szlaku. :-) 

niedziela, 17 lipca 2016

Giewont.

Moje spotkanie z Giewontem. 


Urlop w Tatrach.!!!!  Celowo pisze Tatry, nie Zakopane. Ponieważ Zakopane dla mnie jest okropne. Ciasne ulice,korki od rana do wieczora,masa ludzi,poprostu morze ludu napływających
zewsząd. Dla mnie jest to poprostu straszne!!!! 
Gdy byliśmy tu w zeszłym roku,chcąc zdobyć Giewont, niestety pogoda nie dopisała. W tym roku pogoda wprost wymarzona. Ciepło,wręcz gorąco 28 stopni,słońce i delikatne powiewy wiatru.
Cel naszej wyprawy :-)  Zdjęcie z Gubałówki Widok zapierający dech w piersiach. 


Zdjęcie ze szlaku przez Boczan na przełęcz między kopami w drodze na Halę Gasienicową.


To zdjęcie Giewontu ze szlaku do Doliny Chcholowskiej. 
Giewont zaprasza całą okazałością. 

Pobudka 5 rano. Szybka kawa,pakujemy plecaki,budzimy dzieci. Oczywiście nie zabrakło komentarza.....Mamo co to za wakacje!!!! Że musimy tak rano wstawać!!!. 

O 6:30 jesteśmy w Kuźnicach. I ruszamy niebieskim szlakiem w kierunku Giewontu. Dlaczego tak wcześnie? Z jednego prostego powodu. Unikniemy ogromnych kolejek,które robią się w godzinach popołudniowych.  Wygląda tam wtedy, jak na wyprzedaży w Supermarkecie. Kolejka ciągnie się już od Przełęczy pod Giewontem. 


Mimo tak wczesnej pory, mijamy po drodze pojedynczych turystów, którzy obrali sobie ten sam cel co my.  Szlak bardzo przyjemny. Pogoda zapowiada się idealna. 

Mijamy piękną Polane Kalatówki 
Widok cudny! 


Słoneczko zaczyna grzać, gdy dochodzimy do Schroniska na Hali Kondratowej.  Czas na mały odpoczynek. Dzieci nadal obrażone na nas i na cały świat.  Jemy śniadanie, pijemy kawe. Nie macie pojęcia jak to śniadanie smakowało!!! W takim miejscu. Zwykła kanapka z żółtym serem, parówka i pomidor, wśród takich widoków wokół smakowały jak nigdy przedtem. 


Ruszamy dalej niebieskim szlakiem, który robi się bardziej wymagający. Żar leje się z nieba pot zalewa oczy,nogi odmawiają posłuszeństwa!!!  Ale zmęczenie rekompensuje cudowny widok. 

Tak cudownie nie ma nigdzie na świecie :-) 


Zmęczeni docieramy do Kondrackiej Przełęczy. Nie będę pisać poprostu zobaczcie jak tam jest.


Giewont na wyciągnięcie ręki.!!!!  Zaprasza do siebie wszystkich strudzonych turystów. 

Cała na przód idę stanąć pod tym krzyżem, nabrać w płuca tatrzańskiego powietrza, stanąć tam z moją ukochaną osoba!!!! Córka nie wchodziła na Giewont, czekała na nas. Nie chciałam narażać ja na to niebezpieczne podejście z łańcuchami.  Choć sporo dzieci szło z rodzicami,ja osobiście uważam to za mało odpowiedzialne.


Ale niestety rzeczywistość okazała się trochę inna. Z momentem pojawienia się na mojej drodze łańcuchów, SPANIKOWAŁAM.!!!!!! Lęk przed otwartą przestrzenią dała o sobie znać. Panika,przerażenie,strach wszystko na raz. To co tam przeżyłam to wie tylko on Giewont i mój kochany mąż. Gdyby nie on,jego obecność,słowo wsparcia i mobilizacji, nie dałabym rady napewno. 



Dziekuje kochanie,że byłeś tam ze mną!!! 



I tak właśnie wyglądało moje spotkanie z Giewontem. Cudownie i zarazem przerażające. Wiem, że nigdy tam nie wrócę ale wspomnienia zostaną ze mną do końca życia. 

Warto zmierzyć się z Giewontem, wszystkim serdecznie polecam.



A tak na marginesie, mój mąż i syn czuli sie tam jak ryba w wodzie!!!! Byli zachwyceni. Mąż praktycznie nie używał łańcuchów pomocniczych. Adrenalina uskrzydliła go niesamowicie. 

wtorek, 3 maja 2016

Pilsko

Zabiorę Was dziś na Pilsko:-) 

Weekend majowy, pogoda nie ciekawa. Cała Polska szykuje się do grillowania.  A ja.......  Po głowie chodzi mi wyjazd do Korbielowa. Ale czy warto? Zimno,deszczowo ogólnie pogoda do kitu.
Rano parze kawę, wyglądam przez okno i widzę nadzieję że pogoda się poprawia.

Decyzja......jedziemy!!!!!  Do Korbielowa zdobyć Pilsko.

Pilsko 1557 m.n.p.m  drugi co do wysokości szczyt Beskidów. Przewyzszenie z Korbielowa na szczyt to 965 m. Będzie ciężko;-).

Samochód zostawiamy na parkingu na Leśnej. Jestem miło zaskoczona,że parking bezpłatny. Jeszcze chwilę czekamy na jakiegoś Pana z który wyskoczy z nikąd z biletami, ale niestety, nikt nie chciał od nas pieniędzy:-D


Ruszamy.  Przed nami 14,5 km wędrówki.

Idziemy żółtym szlakiem. Początek, droga asfaltowa.  Spokojna i bardzo przyjemna. Mijamy piękny potoczek Buczynka.

Jego szum towarzyszy nam przez bardzo długi odcinek szlaku.


I tu szlak zaczął wymagać....cały czas wysokie podejścia. Kamienie,błoto po topniejącym śniegu, przewrócone drzewa. Zapach przecudny!!!!  W pobliżu odbywa się wycinka drzew. Intensywny zapach świeżego drewna. Ptaki zorganizowały dla nas koncert. Przepiękne odgłosy natury!!!!!
Widoki........zresztą sami zobaczcie.



 Zapachu ani dźwięków natury Wam nie mogę przekazać. Ale widoki owszem.



Przed nami Czarny Groń tzw skrzyżowanie szlaku żółtego i zielonego. Idziemy w stronę Miziowej Hali. 
Jesteśmy, a wraz ze schroniskiem, pojawia się pytanie? Czy przy takiej pogodzie, jaką tam zostaliśmy warto iść dalej????

 Ciężkie i gęste chmury.  Wyglądało to conajmniej upiornie. Ponad schronisko nie było nic widać,a o widoku na szczyt możemy zapomnieć.




Idziemy, nadal trzymamy się żółtego szlaku.
 Informacja na znaku jest bardzo nieprawdopodobna.  30 min,  w takich warunkach jakie spotkaliśmy  dalej. Poprostu nie ma szans. Jakiś dowcipniś napisał tam obok....... bardziej prawdopodobny czas wejścia 1.30 min.:-) 



Muszę Wam się do czegoś przyznać.  Temat kijków treningowych. Od zawsze bawił mnie widok ludzi z kijkami i obiecałam sobie ze nigdy ja z kijkami chodzić nie będę. Pewnego dnia mąż kupił owe kijki.  Już oczami wyobraźni widziałam Ten widok:-D. Ale muszę zwrócić honor!!!!!  Na tym szlaku od Miziowej Hali na Pilsko bez kijków.......nie ma szans. Szlak wąski,oblodzony, stromy......niebezpieczny!!! Oj trzeba było się trochę nagimnastykowac. 

Kosodrzewina, dotykaliscie ja. Przecież to iglaki. Ale takie delikatne i miękkie, poprostu uwielbiam. A wśród nich......
 Mogiła Kaprala Franciszka Basika. Czas zadumy i podziw, że ludzie pamiętają i pala tu znicze. 



Coraz więcej błota,coraz mniejsza widoczność,zaczyna padać deszcz......A my tuż przed Piaskiem.

W końcu dotarliśmy!!!! Zmęczeni ale szczęśliwi. Widoków brak:-) 


 Brak całkowity!!!! Widoczność ok 10 m.


Zaczyna coraz bardziej padać deszcz,jest tak gęste powietrze, że mam wrażenie, że nie mam czym oddychać!!!! Schodzimy. Wybraliśmy czarny szlak. Szlak nartostrady. W sumie w tych warunkach nie było lepszego wyboru, każdy szlak był wymagający. 
 Zaliczyłam ślizg po błocie:-D 


A po drodze w dół wszystko co najgorsze błoto,śnieg,kamienie,lód. Moje buty mówią same za siebie.
 Uwierzcie mi ważyły chyba 10 kg jeden:-)  na nich jest wszystko!!!!!  Błoto, śnieg,trawa i tak na przemian.


Brudni ( ja najgorzej)  głodni i zmęczeni dotarliśmy na parking. 


Serdecznie polecam odwiedzić tą magiczna górę. Nie zależnie od pogody. Nam nie dopisała,ale miała mroczną stronę, również ciekawą do odkrycia.

sobota, 9 kwietnia 2016

Skrzyczne. 

Jakie piękne są BESKIDY wiosna!!!!


Właśnie chcę Wam opowiedzieć o wyprawie do Szczyrku :-)
Wiosna,to najpiękniejsza pora roku,zwłaszcza w górach.
Wybraliśmy się jak zwykle z samego rana.  Tym razem We dwoje:-) jak młode narzeczeństwo.:-).
Pogoda nie zapowiadała się rewelacyjnie. Chmury, zimno,jednym słowem kiszka:-(

Ale słuchajcie!!! Kiedy zaczęliśmy wchodzić na szlak, zza chmur wyszło ciepłe,wiosenne słońce:-).  I zaczęło mi się to podobać.
Piękne przebiśniegi:-) przywitały nas na początku szlaku.


Szlak na Skrzyczne mało wymagający. Choć miejscami ślisko i błoto z powodu topniejącego śniegu,którego wyżej okazało się sporo!.
Oczywiście nie mogę tu pominąć tematu widoków,których tu nie brakuje. Nawet dało się wypatrzyć jezioro Żywieckie.

 
 Piękne prawda:-) 


Po drodze na szczyt miałyśmy nartostrade,ostatni zapaleńcy szosowali ;-) 


Nasz cel Skrzyczne:-D 



Gdy wkoncu dosłownie wdrapaliśmy się na szczyt,brodząc po kolana w śniegu, słońce tak grzało jak by to był środek lata. Tak pierwsza opalenizna zaliczona:-). Pięknie na szczycie.!!!! Wieża widowiskowa,schronisko,masa ludzi. A ten pies ujął mnie za serce. Taki pogodny z wszystkimi się witał. Po jego zachowaniu można było wywnioskować, że to on jest tu gospodarzem i on wszystkich gości. Kochany zwierzak:-* 




Z całego serca polecam odwiedzić ten szczyt.:-) 
Zwłaszcza wczesna wiosną.